Złapana na gorącym uczynku Weronika Marczuk-Pazura rozpaczliwie próbuje przedstawić własną wersję wydarzeń i wykazuje się zadziwiającą kreatywnością. Zdecydowanie marnowała się jako jurorka, powinna pisać scenariusze.
To brzmi jak kiepski żart, ale my tego nie wymyślamy. W oświadczeniu napisanym przez jej agentkę Joannę Bastrzyk i skierowanym do mediów można przeczytać następujące zdanie:
Weronika nie przyjęła łapówki, lecz wynagrodzenie należne jej kancelarii za obsługę prawną.
!!!
A w ubiegłym tygodniu Pazura zarzekała się, że nie wiedziała, co znajduje się w torbie Emporio Armani i była przekonana, że dostaje perfumy... Ponoć zmylił, ją napis na torebce, a Małecki wielokrotnie dawał jej takie prezenty. Ta wersja jest już, jak widać, nieaktualna. Po namyśle Pazura doszła do wniosku, że było to jednak wynagrodzenie. Nie trzeba mieć IQ Dody, żeby wyczuć, że coś tu śmierdzi ;)
Czuje się w miarę dobrze, chociaż w dalszym ciągu ciężko jest jej uwierzyć w to, co się stało i pogodzić się z tym, że stała się ofiarą i jednocześnie negatywną bohaterką z góry zaplanowanej akcji – głosi oświadczenie przekazane dziennikarzom przez agentkę Weroniki.
Bastrzyk poprosiła też media o "niepodejmowanie prób kontaktu z Panią Weroniką, która zmuszona jest na tym etapie postępowania odmówić komentowania tej sprawy". Rzeczywiście, jeżeli to mają być takie wyjaśnienia jak powyżej, lepiej żeby milczała.