Życiowa tragedia Johna Travolty, jakim była śmierć jego syna Jetta, obnażyła niektóre mechanizmy rządzące najpotężniejszą sektą w Hollywood. Zeznania Travolty w odbywającym się na Bahamach procesie o próbę wyłudzenia 29 milionów dolarów przez sanitariuszy wezwanych do umierającego Jetta unaoczniają, jak bardzo Kościół Scjentologiczny wpływa na życie swoich wiernych.
To między innymi ze względu na dziwne zasady panujące wewnątrz organizacji, Travolta ukrywał przed światem autyzm syna. Dopiero po jego śmierci, po raz pierwszy publicznie wypowiedział się w tej sprawie. Wcześniej nie mógł tego zrobić ze względu na stanowisko sekty, według którego zarówno autyzm, jak i padaczka (chłopiec zmarł na uraz czaszki w wyniku jej ataku) nie są uznawane za choroby, a za "nieczysty stan duszy".
Co gorsze, aktor nie ma co liczyć na wsparcie ze strony scjentologów. Nie mogą mu oni wybaczyć, że w trakcie procesu wyjawił dotąd skrywaną tajemnicę o autyzmie Jetta.
Mimo to gwiazdor nie przejrzał na oczy. Wręcz przeciwnie - nie mogąc poradzić sobie z rodzinną tragedią postanowił zapisać się do jednej z grup wsparcia zorganizowanych... przez jego "kościół". Wydarzenia ostatnich miesięcy nie zmieniły jego gorliwości - Travolta pozostaje najwierniejszym z wiernych. Jak widać, z tej organizacji się tak łatwo nie odchodzi.
Pomyślcie teraz o biednej Katie Holmes... Czy ma szanse kiedykolwiek się z tego wyplątać?