Roman Polański od piątku przebywa w szpitalu. Biedaczek podobno nie wytrzymał nerwowo i popadł w depresję. Tak to bywa w więzieniu po zgwałceniu dziecka. Według informacji szwajcarskiej gazety Blick, powodem przewiezienia do specjalistycznej placówki były nasilające się bóle brzucha... Miały być one spowodowane nieustannym stresem związanym z aresztowaniem i groźbą ekstradycji do Stanów Zjednoczonych.
Herve Temime, adwokat reżysera, poinformował dziennikarzy, że ma nadzieję, że jego klient zostanie dzisiaj wypisany ze szpitala. Stwierdził równocześnie, że stan zdrowia Polańskiego nie jest alarmujący, a jego piątkowe problemy nazwał "drobnymi". Uff, uspokoił nas. Tak się o niego martwiliśmy.
Informatorzy Blick donoszą, że Polański nadal przebywa w Szpitalu Uniwersyteckim w Zurychu pod... fałszywym nazwiskiem. Adwokaci Polańskiego zabiegają, aby reżyser po wypisaniu trafił do innego aresztu, gdyż dziennikarze odkryli miejsce jego dotychczasowego pobytu.
Polskie Radio poinformowało natomiast, że stanem zdrowia 76-latka interesuje się również Konsulat Rzeczpospolitej w Szwajcarii. Przedstawiciele placówki starają się o zgodę na spotkanie z Polańskim, by sprawdzić, w jakim jest stanie zdrowotnym i w jakich warunkach jest przetrzymywany.
Dociera do Was coś z tego?! SETKI (tysiące?) Polaków (którzy w większości nie gwałcili dzieci w odbyt) siedzi w więzieniach na całym świecie w przerażających warunkach i polskie władze mają ich gdzieś. Martwią się zaś bolącym brzuszkiem Romana bawiącago w szwajcarskim sanatorium.
Polański ma naprawdę farta, że nie gwałcił dzieci gdzieś w Ameryce Południowej. Tam powinien sobie chwilę posiedzieć. Po powrocie do Szwajcarii przeszłaby mu depresja.