Weronika Pazura pojawiła się w programie Teraz My i opowiedziała o szczegółach swojej znajomości z agentem CBA Tomkiem i kulisach swojego aresztowania. Jednak, jak donosi Presserwis, to, co zobaczyli widzowie TVN-u, przed emisją zostało lekko "skorygowane"... Na żądanie prawnika Pazury wycięty został fragment jej wypowiedzi. Do cenzury przyznał się Pressserwisowi jeden z prowadzących program, Tomasz Sekielski: Autoryzacja była warunkiem, pod jakim Weronika Marczuk-Pazura zgodziła się na tę rozmowę.
Co ciekawe, przedstawiciel byłej gwiazdy chciał usunąć kilka kolejnych zdań, ale autorzy programu się nie zgodzili. Co warto podkreślić, nie każdy może dostać zgodę na autoryzację w Teraz MY.
Tylko osoby w sytuacji procesowej, kiedy uważamy, że mają opinii publicznej do powiedzenia rzeczy tak ważne, iż powinny wystąpić w naszym programie, a one boją się, że powiedzą coś, co w sądzie mogłoby im zaszkodzić - tłumaczy Morozowski.
Czyli mamy rozumieć, że wycięto coś, co "mogłoby jej zaszkodzić"? Jak to możliwe? Przecież jest podobno w 100% niewinna.
Była szefowa programów informacyjnych telewizji Puls, Amelia Łukasiak w rozmowie z Presserwisem zwraca uwagę na dwuznaczność takiej sytuacji i podwójne standardy TVN-u:
Konsultowanie materiału z prawnikiem rozmówcy i wycinanie czegokolwiek z rozmów z gośćmi takiego programu jak "Teraz my!" jest dwuznaczne, bo widz o tym nie wie. W jego świadomości ten program jest na żywo. Nie można też dostosowywać metod pracy do gościa. Przecież teraz każdy polityk może poprosić o nagranie rozmowy, a potem wyciąć zdanie, które mogłoby mu zaszkodzić. Autoryzacja, zabieg nieznany na Zachodzie, jest tu absurdem. W przypadku Weroniki Marczuk-Pazury problem jest tym większy, że jest ona kojarzona z TVN. Wygląda to więc na faworyzowanie swoich ludzi.
Mocne słowa. Czy rzeczywiście?
Nie to jest jednak najważniejszym pytaniem. Sekielski i Morozowski po prostu chcieli ją mieć w programie i zgodzili się na jej warunki. Najważniejsze jest, co prawnik Pazury kazał wyciąć. Co "mogłoby jej zaszkodzić"?