Trudno sobie wprawdzie wyobrazić ten serial bez doktora Burskiego, ale jak twierdzi Super Express, Artur Żmijewski może się na zawsze pożegnać z produkcją, na której zarabia 50 tysięcy miesięcznie. Grozi mu... zwolnienie dyscyplinarne.
Aktor ponoć próbuje się wykręcić od uczestnictwa w uroczystościach z okazji 10-lecia serialu. TVP planuje serię imprez z udziałem wszystkich aktorów i zarządziła obecność obowiązkową. Tymczasem przepracowany Żmijewski, który gra w dwóch serialach, teatrze i przynajmniej dwóch filmach rocznie, bardzo chce się od tego wykręcić.
Jeśli się nie pojawi, to sobie przechlapie - mówi tabloidowi pracownik Telewizji. TVP to jego główny pracodawca i nie pozwoli sobie na to, aby którykolwiek z dobrze przez nich opłacanych aktorów podskakiwał. Tym bardziej że to TVP ma go w kieszeni. Płaci mu przecież za "Na dobre i na złe" i "Ojca Mateusza". Z "Na dobre i na złe" zniknęły już takie nazwiska, jak Wilczak, Kot czy Janowski. Więc może zniknąć i Żmijewski. Wystarczy go wysłać z powrotem do Ameryki.
Na giełdzie nazwisk pojawiły się już dwie kandydatury do zapełnienia luki po Burskim. Mówi się o Bartoszu Opani i Andrzeju Zielińskim. Na miejscu Żmijewskiego poważnie byśmy się zastanowili. Jest wiele osób, które skuszą się na jego 50 tysięcy.
A nawet na 20.