Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że pracowita i ambitna Natasza Urbańska i jej czeski partner taneczny Jan Kliment stanowią wyjątkowo zgraną parę. Jak to zwykle bywa w telewizji, wszystko to pic na wodę. Ich relacje popsuła chorobliwa ambicja Nataszy, która chciała być zawsze najlepsza. Ponoć teraz tuż po tym, jak na planie zgasną światła, każde idzie w swoją stronę. Ze sztucznej sympatii okazywanej na ekranie nie zostaje nic.
W czasie pierwszych tygodni świetnie się dogadywali. Janek był zachwycony, że ma aż tak zdolną i pracowitą partnerkę *- opisuje w rozmowie z tygodnikiem Na żywo osoba pracująca przy produkcji. Ale teraz *dochodzi do zgrzytów. Ona najchętniej w ogóle nie przestawałaby ćwiczyć, a czeski tancerz nie ma zamiaru poświęcać wolnego czasu. Uważa, że dostaje pieniądze za konkretną liczbę godzin i to wystarcza, zwłaszcza, że świetnie im idzie.
Kliment najwyraźniej nie ma ambicji rodzimych tancerzy, którzy w tym programie widzą szansę na wypromowanie się i są gotowi poświęcić wiele czasu na treningi z nawet najbardziej opornymi gwiazdami, byleby tylko z niego nie odpaść. To ich "gra o życie", jak powiedział klasyk. Wygląda na to, że Czech nie ma w planach podboju polskiego show biznesu.
To nie podoba się Nataszy, która interweniowała nawet u producentów, chcąc, aby zapłacili mu za większą liczbę godzin. Na to jednak nie wyrażono zgody i Urbańska musi radzić sobie sama. Zresztą, nie tylko z tańcem - jak przyznaje anonimowa aktorka Teatru Buffo, druga żona Janusza ma tzw. "syndrom drugiego miejsca":
To jej wielki kompleks. Dlatego tak bardzo zależy jej na zwycięstwie. Chyba nawet za bardzo, bo przez swoje wybujałe ambicje zraża do siebie ludzi.
Zabawne. Niczego się na nauczyła po Jak ONI śpiewają. Niczego.