Andrzej Łapicki kończy jutro 85 lat. Urodził się na długo przed wojną, w 1924 roku. Dobrze pamięta Adolfa Hitlera, widział go nawet na żywo. W wywiadzie dla Polityki opowiada o tym, o "eksperymentowaniu" z młodszą o 60 lat żoną oraz tłumaczy się, dlaczego po wojnie był komunistą. Zapewnia, że "wszyscy byli w partii i popierali Stalina"...
- Czy to prawda, że dotknął pan Adolfa Hitlera?
- Nie, tylko go widziałem. Hitler jechał w obstawie z Okęcia ul. Grójecką. Miałem z 15 lat. Ale dotknąć to go nie dotknąłem.
Tłumaczy też, dlaczego po wojnie został lektorem Polskiej Kroniki Filmowej:
Wszyscy kolaborowali z systemem, żeby jakoś egzystować. Wszyscy byli w partii i popierali Związek Radziecki ze Stalinem na czele.
Zacząłem się nudzić po śmierci pierwszej żony - wspomina. Wycofałem się z grania i nie robiłem nic, cztery lata miałem okres szlafrokowy. Gosposia przynosiła śniadanie i oznajmiała, że kupiła mi ten chlebek, który tak bardzo lubię. Tak mnie przedwojenne kobiety zdemoralizowały, że myślałem: mężczyzna ma sobie po prostu opłacić wygodę za pomocą pieniędzy. I takie były moje rozrywki!
Później poznał 20-latkę. I rozrywki się zmieniły. Łapicki nie martwi się, że odejdzie i zostawi dziewczynę jako młodą wdowę. Wręcz przeciwnie, *cieszy się, że umrze u boku młodej dziewczyny. *Nie patrzy na to z jej perspektywy:
- Nie martwi się pan, że żona - taka młoda - nie zestarzeje się obok pana?
- To mam murowane - młodą żonę aż do śmierci. Człowiek nie różni się od jogurtu, też ma termin ważności. Może w teatrze mój termin ważności byłby jeszcze do strawienia, ale po co? Wolę się przeterminować w prywatnym życiu. I to nie jest szaleństwo, raczej hazard, eksperyment.