Wczoraj pokazywaliśmy najzabawniejsze kawałki z nowego wywiadu z Mandaryną. Niestety, opowieści o księciu z bajki to nie wszystko. Wiśniewska postanowiła też wytłumaczyć się ze swojego występu w Sopocie... Pozornie nie ma o czym gadać. Wszyscy słyszeli. Ale nie - *Marta jest zdania, że jej życiowa porażka to wynik... spisku. *
Zaraz, zaraz, ktoś już się tak ostatnio tłumaczył...
- Nie chciałaś dotąd mówić o Sopocie... - zagaja dziennikarka Vivy.
- Dziwisz się? To wspomienie było jak czarna plama, którą starałam się wymazać z życiorysu, wyprzeć. Ale czasami powraca do mnie w snach. Stoją na estradzie, nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku [to jeszcze byłoby pół biedy...]. Wszyscy kpią, śmieją się, a ja uciekam, chowam się.
Ciężko pracowałam, żeby zaśpiewać na tamtym festiwalu. Przygotowywałam się kilka miesięcy, zbierałam zespół profesjonalistów - takich chórzystek i takich dźwiękowców, którzy zrobią wszystko profesjonalnie [czyli: zaśpiewają za nią]. Na dwa miesiące zamknęliśmy się na Mazurach z ekipą niemieckich producentów i pracowaliśmy dzień i noc. Balet, muzycy, chór. Gdybym wiedziała, że nie dam rady, złamałabym nogę przed wejściem na scenę. Naprawdę! Ale na próbach wypadłam na tyle dobrze, że przesunięto mnie na koniec, jako asa w rękawie. *Uznałam to za dobry znak. Czuliśmy się pewnie, bo zrobiliśmy prawdziwy wielki show. *Komuś widocznie zależało na tym, żebym poniosła klęskę *. *
Tak, cały świat przeciwko tobie... Kobieto, po 2 miesiącach "trenowania dzień i noc" * http://martynka206.wrzuta.pl/film/3cTkPJQr9CB/* Spisek?
Wiadomo, jak usadza się konkurencję - mówi o spisku Marta. A ja dałam się podpuścić. Przed występem w moich kostiumach ktoś wypruwał suwaki, choć garderoba była zamknięta na klucz. Moja siostra przybiegła: "Marta, popruto kostiumy, szukam agrafki!" Na trzy minuty przed naszym wyjściem na scenę wyrzucono moich akustyków. Pozamieniano partie muzyczne**. Kiedy zaczęłam śpiewać, okazało się, że odsłuch jest wyłączony. **Nie sądzę, żeby ktokolwiek zaśpiewał na scenie czysto bez odsłuchu.
Marta... a nikt przypadkiem nie wlał ci kwasu do napoju...? To by wszystko tłumaczyło.