Już kilka miesięcy temu pisaliśmy, że zaczęła się wyprzedaż pamiątek po Michaelu Jacksonie. Wszyscy myśleli, że spowodowana jego naglą śmiercią moda na informacje i rzeczy po gwiazdorze nie utrzyma się długo. Ostatnia aukcja przedmiotów należących do piosenkarza pokazała, że szaleństwo jeszcze trochę potrwa.
We wrześniu tego roku sprzedano pierwszą rękawiczkę należącą niegdyś do Michaela. Piosenkarz podarował ją jednemu ze swoich wiernych fanów, kiedy był w Australii. Miesiąc później kolejna rękawiczka, którą Jackson miał na sobie podczas trasy koncertowej Victory, poszła za 66 tysięcy. To i tak nic w porównaniu z kwotą, jaką dał Hoffang Ma, biznesmen z Hong Kongu. Za diamentową rękawiczkę 1983 roku, w której gwiazdor po raz pierwszy wykonał swój sławny moonwalk dał 350 tysięcy dolarów! Szok!
To całkiem niezły upust. Byłem przygotowany na zapłacenie o wiele większej sumy - powiedział Ma dziennikarzom.
Na aukcji w Nowym Jorku sprzedano również kurtkę, którą Jackson miał na sobie podczas trasy koncertowej Bad. Aukcja zakończyła się na 225 tysiącach dolarów. Poza tym pod młotek poszły również rysunki Michaela z dzieciństwa, jego prywatne listy, koszulki oraz kapelusze.
Wszystkie pamiątki pochodziły z prywatnych kolekcji. Rodzinka Jacksona musi być wściekła, że nie zarobiła na tym ani centa.