Upieranie się przy swoim może Darka Michalczewskiego sporo kosztować. Już za tydzień są ogłosi wyrok w sprawie bójki, w którą pięściarz wdał się w jednym z lokali na sopockim Monciaku w lipcu zeszłego roku. W lutym sąd skazał boksera na 20 tysięcy złotych grzywny. Ten jednak odwołał się od wyroku.
Powodem awantury miało być... wylanie wódki z kieliszka Tigera. Zaczęło się od utarczek słownych, a skończyło na wymianie ciosów. W jednym z wywiadów Michalczewski przyznał, że jego pięść mogła wylądować na czyjejś twarzy. Nadal jednak utrzymuje, że sam został sprowokowany przez mężczyznę, którzy teraz robi z siebie ofiarę.
Bójka została nagrana przez przypadkowych gapiów. Obrońca sportowca twierdzi, że taśma jest dowodem na niewinność jego klienta.
Ci biedni pokrzywdzeni tak bardzo się bronią, że się bronią przez atak. To jest ta strona agresywna. Na filmie to właśnie widać - powiedział dziennikarzom trójmiejskiej Gazety Wyborczej Paweł Brożek.
Prokurator nie domaga się dla Michalczewskiego najsurowszej kary, czyli trzech lat więzienia. Chce, by ten zapłacił 20 tysięcy złotych grzywny. Dla jego kolegów żąda kary prac społecznych.
Jeśli sąd orzeknie winę boksera, to będzie go jeszcze czekał proces cywilny. To może wiązać się z wypłaceniem ogromnego odszkodowania.