Marcin Prokop coraz chętniej otwiera się na łamach prasy plotkarskiej. Równie chętnie przyjmuje zaproszenia i wypowiada się na dręczące ogół Polaków tematy.
W ostatnim wywiadzie dla Show postanowił zweryfikować jeden z popularnych symboli męskości, jakie regularnie serwuje nam telewizja. Chociaż nie padło nazwisko owego prekursora nowego stylu życia, lansującego prasowanie zmarszczek i powiększanie ust wśród płci brzydszej, ale bez trudu można się domyślić, do kogo pije Marcin:
Irytują mnie faceci dotknięci syndromem Piotrusia Pana, którzy mają po czterdzieści parę lat, dwie żony w plecy, botox w ustach i farbowane włosy - kpi ze swojego polsatowskiego kolegi Prokop - Zamiast wychowywać własne dzieci i emanować życiową powagą, wolą szwendać się po imprezach w poszukiwaniu wrażeń - jak wtedy, gdy byli małolatami. To jest marne.
Przy okazji Prokop wypowiedział się na temat nagminnego porównywania go z Kubą Wojewódzkim. Okazuje się, że prezenterzy nie tylko nie żywią do siebie urazy czy niechęci, ale poza ekranem telewizyjnym są kumplami. Przynajmniej tak utrzymuje Prokop.
Kiedyś już próbowano stworzyć ze mnie Kubę bis, rewolwerowca strzelającego puentą z biodra. To był chybiony pomysł, a ja słabo się w tym czułem. Mam temperament gościa, który lubi mówić, ale bardziej lubi słuchać, a Kuba jest telewizyjnym perpetuum mobile - w swoim programie potrzebuje gości wyłącznie jako oprawy własnej osoby. Próby zestawiana nas sprawiają, że wysoko unoszę brwi. Bo nie widzę podobieństwa.
Czyli ich rzekoma rywalizacja to tylko i wyłącznie wymysł producentów?