Dariusz Krupa, upokorzony przez Edytę Górniak we wszelkich możliwych mediach, bezpośrednio i za pomocą różnych aluzji, postanowił się wreszcie wypowiedzieć na temat swojego praktycznie zakończonego już małżeństwa. Nie jest to oczywiście wywiad-rzeka pełen górnolotnych określeń i wyrafinowanych oskarżeń (zobacz: "Darek ZABRAŁ MI DOWÓD, bił mnie słownie! CZY TO JEST ŻYCIE?!"), ale też sporo mówi o człowieku, który związał swoje życie - zawodowe i prywatne - z najbardziej niestałą emocjonalnie gwiazdą w Polsce.
- Nie chce się Pan odnieść do zarzutów Edyty Górniak, że byliście "nudną rodziną", a Pan uciekał się do "bicia słowem" i ubezwłasnowolnił żonę? - pyta dziennikarka Gali.
- Nie chcę.
- Musiały Pana zaboleć te słowa.
- Bardzo. Niesprawiedliwa ocena zawsze boli.
Mimo wyraźnie innego od Edzi stylu uprawiania PR-u, Krupa zdobył się na kilka dłuższych wypowiedzi na temat swojego małżeństwa. Pytany o to, gdzie popełnili błąd, odpowiada, że "byli non stop razem":
Wydaje mi się, że niedobrze. Każdy z partnerów powinien mieć swoją świątynię, do której może ewentualnie zaprosić drugą osobę. Trzeba mieć swoje życie, pasje, bywać w świecie. Ale to musi być naturalne. Nie powinniśmy się do niczego naginać i postępować wbrew sobie - opisuje. Trzeba robić to, co się czuje, nie udawać. *Po moich doświadczeniach wiem, że *jeżeli partner ma potrzebę od nas odpocząć, powinniśmy mu to umożliwić. A jeśli coś ma się zepsuć, to się zepsuje, bez względu na nasze starania. Najgorzej jest wtedy, gdy pojawia się ktoś trzeci, kto robi wszystko, by odebrać nam ukochaną osobę...
Jak myślicie, kogo ma na myśli? Kasię 3000, Rinke'go czy może jakiegoś mężczyznę?