Nadal nie wyjaśniono przyczyn wypadku samochodowego Tigera Woodsa sprzed kilkunastu dni. Z niewiadomych przyczyn sportowiec uderzył w drzewo i hydrant, który znajdował się tuż przy jego domu. Przez dłuższy czas uważano, że golfista mógł być rozkojarzony z powodu ciosów w głowę, jakie zadała mu jego żona kijem golfowym.
Amerykańscy dziennikarze dotarli do szpitalnych dokumentów Woodsa. Wynika z nich, że do placówki trafił nie z powodu odniesionych obrażeń. Przyczyną utraty przytomności i złego stanu zdrowia golfisty było przedawkowanie leków i alkoholu. Najprawdopodobniej był kompletnie naćpany, gdy odjeżdżał ze swojego podjazdu.
O środkach odurzających lekarze dowiedzieli się od żony sportowca, Elin Nordegren. To ona wręczyła im dwie buteleczki po lekach. Woods przedawkował środek nasenny Ambien oraz przeciwbólowy Vicodin. Serię tabletek zapił alkoholem.
Osoby pracujące w szpitalu powiedziały dziennikarzom, że Woods został zarejestrowany pod zmienionym nazwiskiem, które dla bezpieczeństwa było zmieniane, co kilka godzin. Zamknięto również całe piętro budynku, by nie mieli do niego dostępu inni pacjenci.
Z akt wynika, że tuż po niegroźnym wypadku Tiger zasłabł i stracił przytomność. W karetce zaczął mieć problemy z oddychaniem. Lekarze musieli go podłączyć do specjalnej aparatury.
Takim oto sposobem padł mit legendy amerykańskiego sportu. Myślicie, że Woods *jeszcze się kiedyś z tego podniesie? *