Frytka, chociaż może trudno w to uwierzyć, pojawiła się na okładce polskiej edycji Playboya aż dwa razy. Pierwszy raz miało to miejsce w 2002 roku, wkrótce po skandalu, jaki wywołała z Kenem w jacuzzi. Potem w 2007 roku, kiedy to zaprezentowała czytelnikom magazynu swój nowy, zasponsorowany przez Fakt nos (który akurat najmniej było widać na zdjęciach).
Frykowska z wyraźnym sentymentem powraca do tamtych chwil. Podczas jednej z ostatnich imprez zorganizowanych przez Playboya, miała okazję powspominać swoje pięć minut w mediach. Szczególnie drugą sesję, do której dzielnie pozowała, mimo gorączki:
To było ogromne wyzwanie - wyznaje w rozmowie z Wp TV. "Rozbierz się". To nie jest takie proste. 20 osób pracujących nad projektem. Traktują cię jak modelkę. A to jest krępujące, bo masz swoje kompleksy i musisz się otworzyć. Nie żałuję tego, naprawdę. Niezapomniane wrażenia. Piękna sesja, którą mam do dziś - rozmarzyła się Agnieszka.
- Łatwo było się rozebrać przed tymi aparatami wszystkimi?
- Bardzo ciężko. Za drugim razem miałam taką sytuację, że miałam 38 stopni gorączki. A miałam już podpisaną umowę i nie mogłam już zawieść tych ludzi. Był taki moment, żebym zemdlała. Mdlałam, ale szłam do przodu.
Doceńcie jej poświęcenie.
Tam było 100 procent natury i zmaganie się ze swoją słabością - zapewnia. Photoshop na pewno też, chociaż czasem krzywdzi nas.
Zapewnia, że rozkładówka w Playboyu to marzenie wszystkich kobiet: Ten zakazany owoc smakuje najlepiej. To jest prestiż. Kwintesencja erotyzmu.
Nie. Frytka to jest kwintesencja erotyzmu.