Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Chris Brown był bardzo obiecującą gwiazdą. Miał talent do pisania teksów i tworzenia melodii. Krytycy muzyczni nazywali go następcą Michaela Jacksona i Justina Timberlake'a. Chłopak wszystko zaprzepaścił, gdy postanowił pobić swoją dziewczynę. Ostatecznie jednak pogrążyło go jego późniejsze zachowanie. Fanom nie spodobało się, że brnął w zaparte i zachowywał, jakby się nic nie stało.
Takie zachowanie musiało się odbić na sprzedaży jego nowej płyty, która do sklepów trafiła we wtorek. Według przewidywań, w pierwszym tygodniu album rozejdzie się w 95-tysięcznym nakładzie. To naprawdę słabo, biorąc pod uwagę, że jego poprzedni krążek w ciągu 7 dni kupiło prawie 300 tysięcy ludzi. Dla porównania Rihanna kilka tygodni temu osiągnęła dwukrotnie lepszy wynik, niż jej były chłopak.
Brown swoją frustrację postanowił wyładować na oficjalnym blogu. Twierdzi, że sklepy w Stanach Zjednoczonych odmówiły sprzedaży jego płyty.
Męczy mnie już to całe gówno - napisał Chris. Największe sklepy w Ameryce umieściły mnie na swojej czarnej liście. Nie wystawiły mojej płyty na półkach i okłamują swoich klientów. Co ja mogę do cholery zrobić w takiej sytuacji? Nie wycofam się z moich słów. Branża może pocałować mnie w dupę.
Jakoś nam go nie żal. Chłopak naprawdę nie wie, jak się ratować z opresji. Powinien po prostu siedzieć cicho.