Po raz kolejny okazuje się, że polski show-biznes przebija tylko polska polityka. Przy problemach tego pana wysiada nawet skandal z Weroniką Pazurą. Senator Platformy Obywatelskiej, Krzysztof Piesiewicz, został nagrany na wciąganiu białego proszku w damskim przebraniu. Twierdzi, że był to tylko "lek, który zażywa"... Zobacz: Polityk PO wciąga biały proszek. "To tylko lekarstwa!"
One mnie oszołomiły. Był sztuczny penis, a ja nie wiedziałem, co się ze mną działo. W czymś takim brałem udział pierwszy raz w życiu - tłumaczył na łamach Super Expressu.
Jedna z bohaterek filmu z senatorem postanowiła podzielić się w czytelnikami tabloidu swoja wersją wydarzeń. Kobieta, która na potrzeby wywiadu przyjęła imię Katarzyna, twierdzi, że poznała senatora latem zeszłego roku na stacji benzynowej. Natychmiast zaproponował jej kawę. Katarzyna W. odmówiła, ale zostawiła mu swój numer telefonu. Po dwóch dniach zadzwonił i zaprosił ją do swojego domu na warszawskim Żoliborzu.
Zdziwiło mnie jego tempo - przyznaje Katarzyna W. Ale poczytałam o nim i z mniejszymi obawami zdecydowałam się na spotkanie. Piliśmy wino i rozmawialiśmy. Opowiadał o sobie, o barwnym życiu, o tym, jak powstawały jego scenariusze. Słuchałam go z otwartymi ustami. Po pierwszej butelce rozmowa zeszła na tematy związane z homoseksualizmem oraz transseksualizmem. Oprowadzał mnie po domu i teraz już wiem, że sprawdzał, czy będę gotowa zaakceptować jego gierki. Na ostatnim piętrze swojego domu pokazał mi brązową sukienkę na ramiączkach. Spytał, czy byłoby mu w niej ładnie. Powiedziałam, że tak. Później w łazience pokazał perfumy i szminkę. Spytał, czy pomaluję mu usta i czy dobrze tak wygląda. Kiedy wino się skończyło, zaproponował "coś mocniejszego". Chodziło o kokainę. Mówił, że to bezpieczne, byleby znać umiar. Twierdził, że bierze tylko w weekendy. Nie przekonał mnie do spróbowania. Wyjął z pomieszczenia obok kuchni słoiczek. Było w nim około 3-4 torebek z kokainą. Wziął jedną, rozsypał na stole i wciągnął przez zrolowany banknot. Potem wróciliśmy do salonu. Próbował mnie przekonać do jakiegoś trójkąta. Odmówiłam. Około 4 nad ranem zamówił mi taksówkę i wróciłam do domu.
Mimo niesmaku, jaki pozostawił ten dziwny wieczór spędzony w towarzystwie Piesiewicza, Katarzyna W. kontynuowała znajomość...
Takich spotkań było około pięciu. Na kolejnych Krzysiek pozwalał sobie na coraz więcej. Za każdym razem brał też kokainę. To były spotkania koleżeńskie. Nie brałam żadnych pieniędzy i nie oczekiwałam niczego w zamian. Wydawał mi się fascynujący jako człowiek, bo nieczęsto spotyka się kogoś o takim dorobku. On natomiast składał mi liczne obietnice i zapewniał, że się mną zaopiekuje. (...) Pod koniec lata pokłóciliśmy się o pieniądze. Wpadłam w tarapaty i nie miałam z czego opłacić czynszu. Poprosiłam go więc o pożyczkę w wysokości 300-400 zł. Naprawdę nigdy nic od niego nie chciałam, ale tym razem pieniądze były mi potrzebne. Nie wiem, czemu się wściekł, kiedy to usłyszał i przerwał rozmowę.
"Katarzyna W." twierdzi, że pomysł sfilmowania wciągającego senatora ubranego w sukienkę na ramiączkach, podsunął jej znajomy, który pożyczył jej pieniądze. Załatwił też drugą dziewczynę, żeby podkręciła imprezę.
Była nią jakaś tancerka z nocnego klubu, której miały nie krępować bardziej perwersyjne zabawy i która wcześniej zażywała już kokainę. Nie zastanawiałam się, co stanie się z nagraniem. Co działo się podczas spotkania, widać na filmach. Mogę tylko powiedzieć, że to nie było tak, że on był nieprzytomny. Był sprawny i chętnie oraz z własnej woli poddawał się tym ostrym zabawom.
Kobieta twierdzi, że oddała aparat znajomemu i... nie miała pojęcia, że chce on szantażować Piesiewicza. Ciekawe w takim razie, co sobie myślała.
Przyznałam na prokuraturze, że nagrałam go podczas zażywania kokainy i tych zabaw w sukience. Nawet za to przeprosiłam, ale z szantażem nie mam nic wspólnego - przekonuje.
Jaki z tego morał? Jeżeli już wciągacie "leki" ze striptizerkami, nie przebierajcie się chociaż w sukienki. Nawet jak macie immunitet.