Jak po każdej nagłej śmierci gwiazdy, trwają spekulacje na temat jej przyczyn. W tym wpadku wiek aktorki wyjątkowo im sprzyja. Nie umiera się tak po prostu w wieku 32 lat na zawał. Ciało Brittany Murphy, która zmarła wczoraj, prawdopodobnie w wyniku rozległego zawału serca, który wywołałten sam lek, który zabił Michaela Jacksona, powinno zostać poddane rutynowym procedurom, w których skład wchodzi przede wszystkim autopsja. Jak podają zszokowane amerykańskie media, mąż aktorki, Simon Monjack oświadczył dyrekcji szpitala Cedras-Sinai, że... nie chce, aby sekcja została wykonana!
Mimo to Biuro Coronera w Los Angeles zleciło przeprowadzenie autopsji, ponieważ zgon nie mógł nastąpić z przyczyn naturalnych. Zastanawiać więc może zachowanie męża Murphy i to, co mógłby chcieć ukryć. Podczas sekcji na jaw wyjdzie, jakie dokładnie środki zażywała aktorka, większość zapewne podobnie jak w przypadku Jacksona - nielegalnych lub przeznaczonych do podawania jedynie przez lekarzy. Prowadzący śledztwo chcą odkryć, jakie leki spowodowały, że Britanny umierała przez kilka godzin w strasznych męczarniach.
Czy jej mąż naprawdę nic o tym nie wiedział? Czy nie widział, jak wyglądała?