Lider zespołu Aerosmith, 61-letni Steven Tyler, znowu wylądował na odwyku. Stary rockman, którego wigorem przebija chyba tylko sam Mick Jagger, tym razem trafił do kliniki nie z powodu picia czy ćpania. Okazało się, że wokalista, któremu w końcu udało się uwolnić ze szponów używek popadł w kolejne uzależnienie - od silnych środków przeciwbólowych. To ostatnio bardzo modne.
Jak bardzo niebezpieczne jest ich niewłaściwe stosowanie i nadużywanie uświadomiła m.in. tragiczna śmierć Michaela Jacksona, czy choćby niedawny tajemniczy zgon Brittany Murphy.
Uzależnienie Tylera wzięło się stąd, że szalejąc na scenie wielokrotnie doznawał kontuzji. Szczególnie nasiliły się one w ciągu ostatnich 10 lat. Słynne wygibasy wokalisty zakończyły trwałymi schorzeniami ortopedycznymi. Tyler ma za sobą liczne operacje stóp i kolan. A niewykluczone, że czekają go kolejne.
Mimo wieloletniej rehabilitacji i licznych terapii jakie Steven przeszedł w ciągu tych lat, wciąż nie jest w stanie poradzić sobie z bólem - powiedział tygodnikowi People jego lekarz, Brian McKeon. Nie pomogły nawet specjalnie zaprojektowane dla niego buty. Bardzo ciężko nie popaść w uzależnienie się od środków uśmierzających ból. A Steven, mimo że cierpi, nie rezygnuje z koncertów. Zawsze ponad swoje zdrowie zawsze przedkładał jakość występu. Jego siła jest godna podziwu.
Wokalista, przebywający obecnie na odwyku może liczyć na wsparcie całej rodziny. Dzięki ich pomocy oraz staraniom lekarzy mam nadzieję nauczyć się panować nad bólem - powiedział w rozmowie w People. _**Gdy wyjdę z kliniki, mam nadzieję wrócić na scenę**_. Tym bardziej, że niedługo wraz z moimi kumplami z zespołu planujemy rozpocząć pracę nad nową płytą.
Pozazdrościć samozaparcia. Oby tylko nie był kolejnym, który przesadzi.