Jak już wiemy z przypadku Michaela Jacksona, amerykańscy dziennikarze nie mają żadnego problemu z dotarciem do oficjalnych dokumentów. To samo widać teraz, gdy wszyscy chcą się dowiedzieć, jaka była przyczyna przedwczesnej śmierci Brittany Murphy. W sieci krąży już lista leków oraz recept, jakie znaleziono w domu aktorki. Ilość medykamentów, które przyjmowała, wręcz poraża.
Policjanci zabezpieczyli dziesięć opakowań z silnymi lekami oraz recept na kolejne środki. Wśród nich można znaleźć specyfiki na: migrenę, ataki padaczki, zapalenie błon śluzowych, depresję, niepokój, cukrzycę, zaburzenia afektywne dwubiegunowe, nadciśnienie, zapobiegające zawałowi serca (!), antybiotyki oraz liczne leki przeciwbólowe.
Lekarze pytani przez dziennikarzy mówią, że połączenie tych leków mogło tak osłabić serce gwiazdy, że doprowadziło do zawału.
Nie możemy porównywać jej śmierci z Michaelem Jacksonem, gdzie przedawkowano jeden z leków. Jej zgon bardziej przypomina przypadek Heatha Ledgera - mówi dr Bruce Goldberger z Uniwersytetu Stanowego Floryda. Mieszanka leków, które u niej znaleźli mogła z łatwością spowodować zawał serca. Najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu jest przypadkowe przedawkowanie.
Autopsja, którą przeprowadzono w poniedziałek nic nie wykazała. Wiadomo jedynie tyle, że to nie anoreksja zabiła Brittany. Jej waga była odpowiednia do wzrostu. Wszystko mają wyjaśnić wyniki badań toksykologicznych, które zostaną ujawnione za kilka tygodni.