Okazuje się, że niewiele czasu potrzeba, by staranowanie po pijaku dwóch aut, wysłanie do szpitala jednej osoby i ucieczka z miejsca wypadku stało się po prostu "tym zdarzeniem". Lubicz wymienia je jednym tchem razem z turniejową grą w tenisa... Oczywiście w tabloidzie, reklamując się czytelnikom.
Ubiegły rok był bardzo wyczerpujący. Dużo grałem w tenisa, jeździłem po turniejach**. A potem to zdarzenie, które mnie troszkę wyprowadziło z równowagi**_ - zwierza się _Faktowi. Doprowadziłem się do stanu ogromnego przemęczenia. Właśnie to było przyczyną tego, że straciłem nad sobą kontrolę...
O uzależnieniu od alkoholu jakoś niechętnie wspomina:
To zdarzenie na pewno mnie zmieniło. Ale myślę że więcej będę mógł na ten temat powiedzieć w jakiejś dłuższej perspektywie. Teraz moje życie ma zupełnie inny charakter. Chociażby pod względem technicznym, bo nie poruszam się samochodem. Muszę się nauczyć trochę inaczej funkcjonować. Myślę o tym, żeby spokojniej żyć, nie rwać tak bardzo do przodu, zwolnić tempo. Muszę też pomyśleć o swoim zdrowiu, na przykład zająć się swoimi kontuzjami sportowymi. No i zastanawiam się nad powrotem na scenę.
Dopiero na koniec, przyparty do muru przez tabloid, zdobył się na deklarację, na którą czekali wszyscy liczący, że nie potrąci ich prowadzący po pijaku:
Nie ma szansy na to, żebym mógł w tym roku wsiąść za kółko. Nie wiem, kiedy to nastąpi, bo wszystko jest jeszcze w sądzie. Myślę, że trzeba się liczyć z tym, że nie pokieruję autem jeszcze co najmniej dwa lata. To jest oczywiste, że więcej nie wsiądę za kółko po alkoholu.
Czyli jeśli dobrze pójdzie to przez najbliższe dwa lata będziemy trochę bezpieczniejsi.
Naszym zdaniem po ucieczce po pijaku gość powinien zamilknąć co najmniej na dwa lata. Jak myślicie?