Tuż po północy w sądzie stanowym w Kalifornii miało się rozpocząć przesłuchanie w sprawie Romana Polańskiego. Sędziowie mają przedyskutować dalsze losy reżysera. Nadal jednak nie zdecydowano, jakie podejmą wobec niego kroki prawne.
Przesłuchanie zostało zorganizowane bez obecności reżysera. Przewodniczyć mu będzie Peter Espinoza. Sędzia rok temu stwierdził, że w procesie sprzed 30 lat mogło dojść do nieprawidłowości, które dzisiaj dają Romanowi możliwość wywinięcia się wymiarowi sprawiedliwości. Dodał jednak, że konieczna jest obecność Polańskiego w sali sądowej, by mogło dojść do zamknięcia sprawy. Jak podaje Associated Press, znaleziono sposób, by proces w końcu zakończyć bez ekstradycji reżysera do Stanów Zjednoczonych.
Pisaliśmy już, że w połowie grudnia odrzucony został wniosek Polańskiego o umorzenie sprawy o gwałt analny na 13-latce. Reżyser natychmiast złożył sprzeciw wobec ekstradycji, co ponownie przedłużyło proces. Sędziowie zaapelowali do reżysera, by złożył wniosek o proces zaoczny (nie potrzebna byłaby jego obecność), bądź dobrowolnie poddał się ekstradycji i trafił do więzienia w USA. Najprawdopodobniej dzięki nieprawidłowościom w policyjnym śledztwie wyszedłby z niego dość szybko.
Sąd w Kalifornii twierdzi, że sprawa Polańskiego jest jednym z najdłużej trwających procesów w historii tamtejszego wymiaru sprawiedliwości i powinna być jak najszybciej zakończona.
Gdyby nie ucieczka Romana, stałoby się tak już kilkadziesiąt lat temu. Niestety, Polański wciąż nie chce udowodnić swojej niewinności przed sądem.
Jak myślicie, czy jego "odsiadka" w luksusowym domu to dostateczna kara?