Joanna Trzepiecińska stara się za wszelką cenę zniechęcić byłego męża do dalszej walki o podział wspólnego majątku. Nie pojawiła się na trzech pierwszych rozprawach. Na czwartej oświadczyła, że nie zamierza się niczym dzielić, a szczególnie domem na Mazurach, na którym jej byłemu mężowi Januszowi Andermanowi najbardziej zależało.
Podarował go Joannie na początku ich znajomości - poinformował Rewię bliski znajomy skłóconych małżonków. Kiedy Joanna urodziła synów, martwiła się, że w razie jakiegoś nieszczęścia do nieruchomości i ziemi, które nabywali wspólnie, jakieś prawa mógłby rościć sobie syn Andermana z pierwszego małżeństwa. Dlatego nalegała, by wszystko zapisywać na nią. Dla Janusza dom na Mazurach ma wartość sentymentalną. Marzył, że tam osiądzie i będzie pisał. Gdyby Joanna przyjęła propozycję i stawiła się na pierwszy termin wyznaczony tuż po rozwodzie, pozostałyby już wyłącznie kwestie związane z wychowaniem dzieci. Przecież nie wyobraża sobie chyba, że Janusz po 15 latach małżeństwa, w które wniósł sporo środków, po prostu odejdzie z niczym.
Wygląda jednak na to, ze aktorka właśnie do tego zmierza. Urazy i złość po romansie męża z dziennikarką, Kamila Drecką, jeszcze się nie zabliźniły.
Joanna mówi dziś, że gdyby wiedziała, że będzie żądał czegokolwiek, nie zgodziłaby się na tak szybkie zakończenie ich małżeństwa - mówi koleżanka aktorki. Uważa, że Janusz nie wytrzyma tej walki ani finansowo ani psychicznie. I skoro związał się z Kamilą, dla świętego spokoju w końcu zrezygnuje z roszczeń.
Trzepiecińska jest zdecydowanie w bojowym nastroju. Przekonał się o tym dzwoniący do niej dziennikarz, którego potraktowała dość ostro: To nie wasza sprawa! Nie jesteście sądem, żeby mnie o to pytać.
Jak uważacie, czy zdrada powinna kosztować faceta wszystko, na co pracował całe życie? A może coś mu powinna zostawić?