Sigourney Weaver ponownie zwróciła na siebie uwagę mediów swoją świetnie przyjętą rolą w Avatarze. To była kwestia czasu, zanim zostanie zapytana o swoją nieprzemijającą urodę. 60-latka twierdzi, że nigdy nie była w gabinecie chirurga plastycznego, bo w jej fachu to po prostu głupota. Wierzycie?
Nigdy nie poddam się operacji plastycznej i nie pozwolę wstrzyknąć sobie botoksu w twarz – powiedziała Sigourney dziennikarzom. Jaka szanująca aktorka zarobiłaby sobie coś takiego? Oba zabiegi sprawiają, że twarz jest strasznie naciągnięta i nie wygląda naturalnie. Fani od razu to zauważą. Twarze aktorów powinny się ruszać i mieć możliwość okazywania emocji.
Weaver twierdzi również, że nie czuje potrzeby, żeby iść pod nóż, gdyż jeszcze nigdy nie czuła się tak seksowna jak teraz:
Uwielbiam moje ciało. Przyzwyczaiłam się do niego i nauczyłam akceptować. Gdy byłam młodsza zawsze potrafiłam znaleźć jakąś skazę. Czuję, że mam kobiece krągłości. Możliwe, że przyszły z wiekiem, ale mnie to nie obchodzi. Cieszę się, że są.
Jakoś ciężko nam uwierzyć, że aktorka mówi prawdę. Jeśli tak, to może przybić piątkę Meryl Streep. Obie mają najgładsze 60-letnie twarze ponoć nietknięte przez chirurga.