Agnieszka Chylińska postanowiła podzielić się z czytelnikami Twojego Stylu wspomnieniami ze swojej burzliwej młodości.
Miałam prostą filozofię: faceci są po to, by pójść z nimi do łóżka, a potem nie oddzwonić - wyznaje. Nagła popularność zespołu O.N.A zaskoczyła ją samą. Jak wiele młodych gwiazd, okazała się zupełnie nieprzygotowana na taki sukces. I popełniła większość typowych błędów.
Miałam Złotą Płytę za 250 tysięcy sprzedanych egzemplarzy płyty "Modlishka". Tyle że nie potrafiłam do końca cieszyć się z sukcesów. Męczyło mnie poczucie winy - wspomina. Czułam, że tracę grunt. Wiele razy miałam doła: "Dość, zawracam". Ale jednak zostawałam. Była muzyka i niezła kasa. Ale też narkotyki, whisky i przypadkowy seks. Miałam też romans z kokainą. Pierwszy raz, pierwszy sztos, który od razu zostaje w psychice. Ciągnęło mnie: muszę być kultowa, muszę brać, pokazać, że nie pękam. I jednocześnie myśl w tyle głowy: robisz coś nieprawdopodobnie niebezpiecznego. Zaczęłam śnić o koksie, tęsknić za nim, zrozumiałam, że teraz muszę sama zadecydować, czy brnę w to dalej. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wygraną zawdzięczam rodzicom. Nigdy nie straciłam kontroli nad tym, co się ze mną działo. Byłam na granicy, ale się nie stoczyłam.
Przyznaje, że zdarzało jej się wychodzić na scenę po alkoholu:
Na jednym takim pijanym koncercie zrozumiałam, że tłum właściwie mnie nie potrzebuje - ludzie znają słowa, śpiewają za mnie. A ja jestem jak kukła, wystarczy, że wyjdzie i się pokiwa. Czy tego chciałam? To było już po latach koncertów z O.N.A. Jeździliśmy jak trupa cyrkowa. Zespół był całym moim światem, zastępował przyjaciół, rodzinę, nie potrzebowałam do życia nic więcej. I nic więcej nie miałam.