No i stało się - po raz kolejny Polskę w Konkursie Eurowizji reprezentował będzie ktoś, kogo szanse - delikatnie mówiąc - nie są największe. W sumie nie powinno nas to boleć, bo prestiż tej imprezy jest od kilku lat bliski zeru, nie znaczy to jednak, że rokrocznie musimy się kompromitować.
Krajowe preselekcje wygrał wczoraj niejaki Marcin Mroziński (zbieżność nazwisk z finalistą You Can Dance 3 przypadkowa), który zdobył ponad 1/3 głosów dzięki przaśnej, dziwacznej piosence, łączączej w sobie łamaną angielszczyznę, całkiem niezły wokal i... góralskie przyśpiewki. Nie wiemy, czy mix przystojaniaka w garniturze z zespołem Mazowsze to pomysł na podbicie europejskiej publiczności. Szczególnie, że o piosence Legenda można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że wpada w ucho.
Szkoda, że nie zwyciężył prosty, wpadający w ucho utwór śpiewany przez Annę Cyzon, Love Me. Dziewczyna, która dzięki chwytliwemu refrenowi miałaby naprawdę dużą szansę na wyprowadzenie Polski z okupowanych w ostatnich latach końcowych miejsc rywalizacji, zajęła niestety 2. pozycję. A tak miło się na nią patrzyło.
Naprawdę, chcielibyśmy się mylić. Ale bądźmy szczerzy: czy taka piosenka ma szansę odnieść sukces w Europie?
POSŁUCHAJ: http://moozyka.wrzuta.pl/film/6Zo7yriIdmH/