Angelina Jolie wyjawiła, że o mały włos nie została porwana dla okupu podczas jednego ze swoich wyjazdów jako Ambasador Dobrej Woli ONZ.
Miało to miejsce w małej wiosce. Nie powiem gdzie czy z kim tam byłam, ale jacyś gangsterzy planowali mnie porwać i zażądać olbrzymiego okupu - powiedziała aktorka w wywiadzie dla News of the World.
Zostałam ostrzeżona i w ostatniej chwili udało mi się uciec. Na szczęście.
Angelina dodała, że to przeżycie czy nieustanne niebezpieczeństwo związane z odwiedzaniem miejsc, w których trwają różne konflikty zbrojne, wcale nie zniechcęca jej do pomagania innym.
Nie chcę być Matką Teresą z Hollywood. Chcę po prostu pomagać ludziom tam, gdzie panuje bieda i zniszczenie - dodała.
Stalo się dla mnie jasne parę lat temu, że jako świetnie radząca sobie gwiazda muszę zrobić coś przeciwko krzyczącej niesprawiedliwości, jaka dzieje się na świecie. Nie tylko poprzez wygłaszanie przemówień, musiałam się aktywnie w to zaangażować. Od tamtego czasu przemierzyłam pół świata. Chcę spotykać się z potrzebującymi ludźmi osobiście. Nie zamykam się w jakichś luksusowych hotelach.
Nieprawda. Zobaczcie, gdzie mieszkała Angelina z Bradem Pittem podczas wizyty w Kenii:
Od razu widać, że brzydzi się luksusami.
Nie oskarżamy multimilionerki o to, że mieszka w Afryce w hotelach, do których tubylcy mogą podejść na odległość wystrzału z karabinu. Niech tylko nie udaje, że nie żyje w oderwaniu od problemów ludzi, którzy zarabiają rocznie mniej, niż ona wydaje na butelkę wody mineralnej.