Nadal trwa medialne "dochodzenie", czy bohaterka najnowszej książki Andrzeja Żuławskiego to rzeczywiście Weronika Rosati. Podobieństwa w biografiach puszczalskiej "postaci fikcyjnej", a naszej gwiazdki są tak duże, że powstaje pytanie, czy reszta, zwłaszcza zwyczaje seksualne bohaterki, również jest tak mocno inspirowana jej życiem. Żuławski pisze bowiem, że "Esterkę" cechuje "całkowita wolność seksualna, bez cienia oporów"...
Fikcyjna gwiazdka obsesyjnie marzy o karierze w Hollywood, a jej byłymi kochankami są "tłusty raper" oraz dziennikarz. Trzecim partnerem, który łączy obie kobiety to sam Żuławski. W książce wątek romansu młodej dziewczyny ze starszym reżyserem jest rozbudowany i opisany dość dosłownie. Tym samym autor sugeruje, że jego również łączyła bliższa więź z pierwowzorem Esterki.
Ileż to chytrości mi trzeba, by śliczną, apetyczną, malutką, drobną i cycatą Esterkę noc w noc posiadać – pisze Żuławski o romansie Esterki z 70-letnim twórcą filmowym.
Burzliwy romans kończy się rozstaniem z Esterką w warszawskim centrum handlowym. Dokładnie tym samym miejscu, w którym dwa lata temu sfotografowano Rosati i Żuławskiego w trakcie ostrej kłótni. Po tym incydencie Weronika ogłosiła, że reżyser "nadużył jej zaufania" i zerwała z nim kontakt. Na tym nie koniec podobieństw. W książce matka Esterki jest opisana jako "tandetna modystka", co oczywiście jest nawiązaniem do projektującej modę Teresy Rosati, którą Żuławski wielokrotnie atakował w mediach.
Kogo bardziej Wam żal? Poniżonej Weroniki, czy starego Andrzeja, który leczy swoje seksualne niepowodzenia w książce?