Lindsay Lohan jest właśnie w Wielkiej Brytanni, gdzie udziela wywiadów mających na celu ratowanie jej wizerunku. Aktorka wyszła z założenia, że najlepszym sposobem będzie zrzucenie winy za życiowe błędy na ojca, Michaela, z którym od lat toczy publiczną wojnę. Szczególnie po tym, jak w mediach nawoływał, aby zgłosiła się na odwyk i groził, że ją ubezwłasnowolni.
Nie utrzymuję z nim kontaktu. Powiedziałam mu, że to, co wygaduje o mnie w mediach, przekreśla szansę na jakiekolwiek pozytywne relacje między nami – mówi Lindsay. On jest psycholem. To on powinien iść na odwyk. Chce rozgłosu i zainteresowania. Przez całe moje życie tak się zachowywał.
Problem polega na tym, że nigdy nie mogliśmy na niego liczyć. Nigdy nie dostaliśmy od niego alimentów. Nigdy nie był dla nas prawdziwym ojcem. To nie w porządku, że wszystko spoczywało na barkach mojej matki. Naprawdę się starała, żeby nas wychować i uważam, że zrobiła świetną robotę.
Czy na pewno? Jeszcze nie tak dawno Lohan twierdziła, że już jako nastolatka uzależniła się od licznych środków odurzających... Lindsay zapewnia dziś, że jest w pewien sposób wdzięczna ojcu, że zachowywał się jak kompletny pasożyt. Dzięki temu uodporniła się na takich ludzi:
Mogę się nazwać szczęściarą, bo jestem bardzo blisko z moim rodzeństwem, mamą i babcią. Poniekąd powinnam mu dziękować, bo to on sprawił, że więź między mną a moją rodziną jest tak silna. Całe życie ochranialiśmy się nawzajem przed nim.