_**You Can Dance**_ nigdy nie był wprawdzie programem dla amatorów (co obiecywano), ale to zaskoczyło nawet nas. Jaki może być cel "uczenia tańca" profesjonalisty z kilkunastoletnim stażem? We wczorajszym odcinku bilet na warsztaty do Tel Avivu dostał... Tomasz Barański, były chłopak Edyty Herbuś. Właściciel szkoły tańca pod Warszawą, zawodowy tancerz.
Jesteś maszyną do tańczenia - ocenił Michał Piróg. Po wypunktowaniu pewnych błędów i niedociągnięć podsumował: Ale ogólnie zajebiście! Pochwał nie szczędził również Agustin Egurrola, który stwierdził: _**Warto zjeździć całą Polskę dla takich ludzi jak ty!**_ Jedynie Muszka była nieco bardziej powściągliwa, ale zapisujemy to raczej na konto robienia show niż jej ewentualnych wątpliwości.
Oczywiście Barańskiemu nie można odmówić umiejętności, doświadczenia i pasji. Nie możemy jednak zrozumieć, co robi w programie stworzonym dla znalezienia nieodkrytych talentów? Najśmieszniejsze jest jednak to, że zarówno Piróg, kolega Herbuś z Kielc, który współpracował z nią przy wielu projektach i Egurrola, który od lat pracuje w branży tanecznej i telewizyjnej, zgodnie udawali, że Barańskiego nie znają. To zresztą nie pierwsza sytuacja, w której jurorzy "zapominali" o znajomości z uczestnikami, ale tak jaskrawego przykładu jeszcze nie było. Jesteśmy niemal pewni, że facet dostał się do finału - nie wyobrażamy sobie, że miał jakieś problemy podczas lekcji tańca, w końcu na co dzień sam je prowadzi...
Jak myślicie, czy to jest w porządku w stosunku do młodych uczestników, bez znajomości, kilkunastu lat zawodowego doświadczenia i własnych szkół tańca?