Mylą się ci, którzy sądzą, że Alicja Bachleda-Curuś związała się z jednym z największych amerykańskich gwiazdorów. Colin Farrell jest owszem znany, ale ostatnio ma kiepską passę. Pogłębi ją zapewne film z Alicją Ondine, który przejdzie prawdopodobnie bez echa. Jest murowanym hitem tylko w Polsce.
Od ostatniego przeboju z udziałem Colina, Miami Vice, upłynęły już 4 lata. Przez ten czas Irlandczyk zagrał wprawdzie kilka ról np. u Woddy'ego Allena czy Terry'ego Gilliama, ale żaden z filmów nie okazał się kasowym hitem. A bez tego w Hollywood nie można mówić o sukcesie. Chociaż Farrell został wyróżniony Złotym Globem, nie otarł się nawet o nominację do Oscara. Film, w którym miał zagrać, At Swin-Two-Birds, został zawieszony ze względów finansowych.
Także jego życie prywatne - romans z Alicją Bachledą-Curuś, narodziny synka i nagła przemiana we wzorowego tatusia, nie wzbudziły zainteresowania amerykańskich mediów.
Colin zawsze łatwo wpadał w gniew. Kilka miesięcy temu wydawało się, że się wyciszył. Przypisywano to zmianom w jego życiu, głównie wpływowi Alicji - mówi informator cytowany przez Na żywo. Ostatnio znów daje o sobie znać jego frustracja. On po prostu boi się o swoją karierę.
I to jest paradoks - z jednej strony muszą się cieszyć, że amerykańskie tabloidy zupełnie się nimi nie interesują, a z drugiej - Colina pewnie trochę to boli i martwi. Dotąd było inaczej. To może być zły znak.