Conrad Murray pomimo długiego śledztwa, które wykazało szereg jego błędów (a nawet celowego przeszkadzania w reanimacji!), nie poczuwa się do odpowiedzialności za śmierć Michaela Jacksona. Nie zamierza nawet przeprosić. Murray nie skontaktował się z rodziną gwiazdora. Twierdzi, że... nie popełnił żadnego błędu, a śmierć gwiazdora była nieunikniona.
Murray nie tylko nie przyznaje się do winy i planuje podważyć wyrok sądu, ale twierdzi, że to nie Propofol doprowadził do śmierci Jacksona. Zdaniem "lekarza" to nie on przepisał Michaelowi ten środek i nie miał pojęcia, że wysokie stężenie szkodliwych substancji zatruwało jego organizm... Winę za przedwczesne odejście gwiazdora Murray przypisuje nieudolności ratowników pogotowia, którzy próbowali go reanimować!
Za co mam przepraszać?! Nie zrobiłem nic złego! – oburzył się, gdy zapytano go, czy kontaktował się z rodziną Jacksonów. To spisek i zostałem wrobiony. Nie mam nic wspólnego ze śmiercią Michaela!
Czy pobił właśnie rekord bezczelności?