Kwestią czasu było, kiedy wszyscy zaczną zadawać sobie pytanie, jak z dwiema tak różnymi podopiecznymi poradzi sobie Maja Sablewska. Najpierw została menedżerką młodej, obiecującej Mariny Łuczenko, następnie podpisała kontrakt z mającą opinię wyjątkowo trudnej we współpracy Edytą Górniak. Pracująca przez kilka lat z Dodą Sablewska teoretycznie powinna mieć doświadczenie w wychodzeniu z kryzysowych sytuacji, ale tym razem chyba czeka ją nieco inne zadanie: Marinę wypromować praktycznie od zera, Edzię uratować od medialnej śmierci.
Majka podpisała z Edytą kontrakt i to jej pierwszy suckes - mówi osoba związana ze sprawą w rozmowie z Życiem na gorąco. Podobno piosenkarka ma uraz do wiązania się jakimikolwiek umowami ze względu na swojego pierwszego menedżera, Witktora Kubiaka. Dokument był skonstruowany w taki sposób, że przez wiele lat nie mogła wydawać płyt z kimś innym i blokował jej karierę.
Majce jednak udało się jakoś przekonać Górniak do siebie. Ponoć panie mają wielkie plany: nagrać dwa albumy, zorganizować wielkie show z okazji 20-lecia pracy artystycznej i trasę koncertową. Nie wiadomo jednak, jak Edyta zapatrywać będzie się na fakt, że jednocześnie Sablewska sprawuje pieczę nad karierą jeszcze jednej osoby, którą może przecież traktować jako swoją konkurentkę.
Zastanówmy się więc: czy Edzia ma prawo się bać? A może to w ogóle dwie inne ligi, a Górniak i Marina nie stanowią dla siebie żadnej konkurencji?