Pisaliśmy już o ciekawym, szczerym wywiadzie, którego udzielił niedawno Colin Farrell. (zobacz: "Cieszę się, że nikogo nie zabiłem"). Teraz opublikował poruszający list otwarty, w którym opisuje, jak jego brat, Eamon, musiał radzić sobie w ich rodzinnej Irlandii z agresją, która spotykała go przez to, że otwarcie mówił o swoim homoseksualiźmie.
Nie pamiętam zbyt wiele z tego czasu, kiedy latami znęcano się nad moim bratem, fizycznie i psychicznie. Byłem bardzo mały - czytamy w liście. Pamiętam za to bardzo dobrze krew na jego szkolnym mundurku, kiedy wracał po południu ze szkoły. Wyzwiska i poniżanie było stałym elementem jego życia. Nie rozumiałem, dlaczego tak się dzieje. Dla mnie był po prostu starszym bratem. Dla mnie nie było żadnej różnicy.
Ludzie boją się odmienności. Myślą, że wszystko, co budzi w nich strach, powinno być odsunięte jak najdalej. Mój brat wzbudzał strach w wielu ludziach, ale dla mnie był źródłem szczęścia. Od najmłodszych lat sprawiał, że się uśmiechałem, sprawiał, że miałem ambicje. Niestety, zbyt wielu uczniów jego szkoły po prostu bało się jego odmienności. Był odrzucony. Nie rozumiałem tego, nadal tego nie rozumiem.
Nietolerancja nie jest warunkowana genami. Nietolerancji uczy się w domu. Uczy się jej w szkołach i wszędzie indziej, gdzie są ludzkie grupy. Ale najczęściej jedna osoba zaraża nietolerancją drugą. Ale nie ma czego się bać, nie ma czego nienawidzieć. Jeżeli nie ma czego nienawidzieć, nie ma też bólu.
Znęcanie się nad dziećmi jest torturą, jest kolejną zdradą ludzkich odruchów. Ale najsmutniejsze jest to, że nie wszystkie dzieci są w stanie to znieść. Trzeba zacząć radzić sobie z tym poważnym społecznym problemem. Lepszy świat, do którego aspirujemy, powinien być wolny od przemocy.
Przypomnijmy, że w zeszłym roku Farrell był świadkiem na ślubie swojego brata.