Andrzej Żuławski w rozmowie z Małgorzatą Domagalik w nowej Pani po raz kolejny broni swojej książki pt. Nocnik, w której brutalnie opisał bohaterkę niepokojąco podobną do jego byłej - Weroniki Rosati. No właśnie,wiekowy reżyser odpowiadając na pytania właściwie wprost potwierdza, co łączyło go z pozywającą go obecnie do sądu aktorką.
- Gdyby był happy end w związku z pewną aktorką, tobyś tego ("Nocnika") nie napisał?
- Ale był happy end. Tylko skończył się, jak książka wyszła. A ja miałem zgryz, co będzie, jeżeli będzie happy end, a ja mam tę książkę. Co ja zrobię?
- Nie szkoda, że w "Nocniku" historia Esterki przykryła to co dobre w tej książce?
- Nie przykryła, to stworzyło portret piszącego, który inaczej by się wymądrzał zza ściany. Zadałem sobie trud policzenia, bo spodziewałem się usłyszeć dokładnie to, co mi mówisz w tej chwili. Nawet takie fragmenciki zliczyłem - wyszło 29 stron o Esterce, a książka ma 640.
- Herbert mówił, że jak wejdziesz choć raz butami w łajno, to one zawsze tam zostaną.
- Ale mówił o innym gównie.
Odpowiadając na kolejne pytanie Żuławski po raz kolejny atakuje mocno matkę Rosati:
- Załóżmy, że Esterka to twoja córka i że czytasz w "Nocniku" o swojej córce. Co wtedy?
- To pytanie nie do mnie, bo gdybym miał córkę, to wiem jedno - za własne pieniądze nie wysłałbym jej samej, 20-letniej do jaskini rozpusty, którą jest Hollywood.
Jak myślicie, czy Teresa Rosati ma powody, by czuć się urażona? A może Żuławski mówi właśnie bolesną dla niej i jej córki prawdę?