Reżyserka filmowa, która ma w swoim dorobku poruszający film o umieraniu _**33 sceny z życia**_, odebrany przez krytykow filmowych jako rozrachunek z jej własną tragedią po śmierci rodziców, w raczej ostrych słowach formułuje opinię na temat polskiej żałoby po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem.
Patrząc na ten cały cyrk, który nazywamy w Polsce żałobą narodową, mam jednoznaczne uczucia... Już od soboty mam głębokie przekonanie, że to, co widzę, to absurdalne zachowanie stadne, a nie żałoba - napisała na portalu Krytyki Politycznej. Żałoba, którą widzę w telewizji, relacje z polskich ulic to nie oswajanie śmierci. To zbiorowa histeria, akt wspólnotowy, którego Polacy tak potrzebują jak powietrza.
Jesteśmy chyba jedynym narodem w Europie, który jest w stanie zrobić coś takiego, w imię własnej egzaltacji, w imię przeżywania czegoś wielkiego, w imię patriotyzmu. Boję się takiej żałoby. Boję się rozszlochanego narodu nad trumnami, oszalałych haseł "Polska Chrystusem Narodów" i ludzi w bejsbolówkach owiniętych biało-czerwoną flagą. Najbardziej żal rodzin ofiar, powinni mieć wokół siebie ciszę, mają zgiełk. Im chyba najtrudniej o żałobę.
Uważacie, że telewizje rzeczywiście przesadziły epatując żalem, patosem i wielkimi słowami? A może taka zbiorowa terapia była nam wszystkim potrzebna?