Długi wywiad z Pawłem Królikowskim, który ukazał się w magazynie Film porusza kilka kontrowersyjnych tematów. Prócz szokującego wyznania o planowanym samobójstwie aktor bez cenzury i otwarcie mówi o polskim show-biznesie:
Aktor w Polsce jest nikim. Na okrągło spotykamy się z dyletantami, amatorami i hochsztaplerami. W szkołach teatralnych uczy się nas, że reżyser jest dowódcą, przywódcą stada. Tymczasem "dowódca" z reguły nie ma pojęcia, co począć na próbach, nie wie, jak pracować z aktorem. Efekt jest taki, że 90 procent rzeczy, nad którymi pracujemy, nie trzyma się kupy. Reżyserów-artystów, dla których spotkanie z drugim człowiekiem, z aktorem, jest naprawdę ważne, mógłbym policzyć na palcach jednej ręki.
Niech mi pan wierzy, dzisiaj byle szmondak, byle padlina, którą podstawi producent, jeżeli ma podpisany kontrakt z którąś z telewizji, może z poczuciem misji dziejowej wychodzić na plan. Bez wiedzy, bez szacunku. I kręcą potem te swoje kompromitacje jedna za drugą.
Kogo Królikowski nazywa "padliną"? Czekamy na Wasze typy. Musi to być ktoś grający w serialach TVN-u albo Polsatu.
Aktor wykorzystuje też okazję, by skrytykować Joannę Szczepkowską, która pokazała na scenie goły tyłek, czym wystraszyła paru widzów:
Rozbierane sceny? Myślę, że w teatrze trzeba z tym uważać. W końcu nagość jest zawsze rodzajem głębokiego aktorskiego zwierzenia, dlatego widz nie powinien być zniesmaczony w takich momentach. Musi uwierzyć, że goła dupa ma uzasadnienie.