Weronika Rosati wzięła na siebie trudne zadanie, pozywając Andrzeja Żuławskiego za treści umieszczone w jego książce pt. Nocnik. Jeżeli chce wyciągnąć od niego jakieś odszkodowanie, musi udowodnić, że Esterka - "szmata, w którą spuszczają się hollywoodzkie chuje" faktycznie była wzorowana na niej osobie. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi Przegląd reżyser wyśmiewa się z Rosati i jej chęci spotkania się z nim w sądzie:
Ta młoda aktorka, Rosati, uważa, że to jest o niej. Sama zgłasza się na ochotnika - kpi Żuławski. Z racji tego, że w "Nocniku" jest dość ostro napisane o sposobie myślenia, o parciu na Hollywood, nie powinna tak uważać, jeżeli chce zachować twarz. Osoba inteligentna w takim przypadku zamyka dziób i mówi, że nie czytała. Osoba mało inteligentna będzie jak kornik wwiercać się, aż jej udowodnią. Albo wtedy wyjdzie bardzo źle na tym, bo to nie jest o niej. To jest gruba książka. I ktoś mógłby przy pewnej dozie głupiej dociekliwości poznajdywać ślady w rzeczywistości.
Co więcej, zapewnia, że jeżeli już udałoby się jej wywalczyć jakieś zadośćuczynienie finansowe, to on nie zamierza go płacić. Woli iść do więzienia:
Gdyby zasądzono tępym wyrokiem karę finansową, to nie zapłacę ani grosza, bo nie mam - zapewnia. Nigdy nie miałem specjalnie pieniędzy, bo nigdy też nie usiłowałem robić kariery, ani liczyć się z czymkolwiek. Robiłem to, co mi się żywnie podobało. Zresztą w "Nocniku" jest moje zdjęcie z napisem na koszulce: Robię tylko to, co głosy w mojej głowie mi każą. I to jest prawda. Gdyby do tego doszło, poproszę o karę więzienia, dlatego że siedzenie za wolność słowa jest rzeczą szlachetną.
Jak myślicie, czy Żuławski zostanie obrońcą wolności słowa? I jak Weronika będzie udowadniała przed sądem, że pisząc wulgarne rzeczy o Esterce, miał na myśli ją?