Kendra Wilkinson przekonała się już, jak korzystnie wyciek seks wideo potrafi wpłynąć na obecność w tabloidach. Przypadek Kim Kardashian był kolejnym dowodem, że to najlepsze, co może się przydarzyć początkującej gwiazdce. Jak dowiedzieli się amerykańscy dziennikarze, zapewnienia Wilkinson, że jest "upokorzona i zdruzgotana" faktem, że wkrótce wszyscy będą mogli oglądać ją uprawiającą seks, nie są prawdziwe. 1,5 roku temu sama próbowała sprzedać to nagranie!
Według dokumentów, do których dotarli dziennikarze, Kendra chciała założyć firmę, która zajęłaby się sprzedażą pornosa. Miałaby kontrolę nad finansami, jak i tym, które sceny trafiłyby ostatecznie na oficjalne nagranie. Pomimo tego, że Wilkinson żali się mediom, że ostatnie wydarzenia mogą zagrozić jej małżeństwu, reporterzy potwierdzili, że były króliczek Playboya próbował sprzedać taśmę nawet po zaręczynach z Hankiem Baskettem, obecnym mężem...
Gdyby tego było mało, o istnieniu kasety wiedział Hugh Hefner. To on miał ostatnie zdanie, komu taśma miałaby zostać sprzedana. Kazał swoim prawnikom pilnować, żeby nikt nie wykorzystał jego byłej utrzymanki.
Nie wiadomo, dlaczego nagranie ostatecznie nie trafiło do obiegu. Wilkinson chyba tego żałuje. Gdyby wtedy doprowadziła transakcje do końca, mogłaby liczyć na spore zyski. A tak nie dostanie pewnie ani centa... Czżby to był prawdziwy powód jej "zdruzgotania"?