Dzięki pokazaniu gołego tyłka na deskach teatru o Joannie Szczepkowskiej znów zrobiło się głośno. Na fali tej popularności została wybrana nawet szefową Związku Artystów Scen Polskich, wsławiając się bardzo stanowczą obroną swoich interesów (zobacz: Szczepkowska żąda pieniędzy!). Swoje kontrowersyjne zachowanie aktorka ocenia oczywiście pozytywnie, tłumacząc się koniecznością występowania w obronie kolegów po fachu oraz potrzebą zwrócenia uwagi na ich problemy.
Od dłuższego czasu nie mogłam patrzeć na to, co się dzieje w teatrze. Dobijała mnie zgoda na rozpieszczanie reżyserów i na nie szanowanie aktorów - mówi w rozmowie z Twoim Imperium. Chciałam wywołać żywą dyskusję. Do końca nie byłam pewna, czy to zrobię. Aż nagle poczułam impuls tak silny, jak fala morska. Wiedziałam, że muszę zrobić coś spektakularnego, bo inaczej nic się nie zmieni, a dłużej tak być nie może.
Aktorka chce, żeby wszyscy dowiedzieli się, że "branża" ma poważne kłopoty, a niektórym jej kolegom i koleżankom trudno się utrzymać ze swojego fachu. Cóż, trzeba przyznać, że pensja w teatrze jest niczym w porównaniu do honorariów w programach rozrywkowych. Nie wszyscy chcą w nich jednak występować.
Aktorzy są manipulowani, wykorzystywani, a często nawet dopłacają do swojej pracy. Ale nie są w stanie lub może zwyczajnie nie chcą tego dostrzec. Dzieje się tak ze zwykłego lęku przed utratą pracy, która pozwala im spłacać te wszystkie zaciągnięte kredyty - opisuje i dodaje:
Ja nie jestem konformistką, ale nie oczekuję podobnej odwagi od ludzi z mojego otoczenia. To jest sprawa sumienia każdego człowieka. Albo ktoś ma w sobie taką siłę albo jej nie ma.
W obronie Szczepkowskiej stanął niedawno kolega Paweł Królikowski, poniżając publicznie Monikę Olejnik. Czy to wszystko na pewno dobra droga do poprawy bytu aktorów?