Jonathan Rhys Meyers to męska wersja Lindsay Lohan. Chyba nikt w show biznesie nie ma tak upublicznionych problemów z używkami jak on. Amerykańskie media donoszą, że aktor nie był w stanie wydostać się ostatnio ze Stanów Zjednoczonych. Dlaczego? Otóż tak się upił na lotnisku, że załoga odmówiła mu wejścia na pokład samolotu.
Irlandczyk został cofnięty przez ochronę lotniska JFK w Nowym Jorku podczas odprawy. Załoga stwierdziła, że nie można wpuścić na pokład maszyny tak pijanej osoby. 32-latek upijał się w barze dla osób lecących pierwszą klasą. Jak to bywa w jego przypadku, nie znał umiaru, a wobec pracowników lotniska był agresywny. Zrobił oczywiście też ogromną awanturę.
Pięć lat temu Rhys Meyers zgłosił się na odwyk po raz pierwszy. Dwa lata później wrócił na leczenie. Kilka miesięcy później został aresztowany na lotnisku w Dublinie po tym, jak zaczął po pijaku robić burdy innym pasażerom i ochronie lotniska. W lutym zeszłego roku gwiazdor po raz trzeci zgłosił się do specjalistów po pomoc. W czerwcu został ponownie aresztowany na lotnisku, tym razem w Paryżu. Zaatakował pracowników baru i groził, że ich zabije.
Niestety więc wygląda na to, że jego pobyty na odwyku to jedynie próba poprawienia wizerunku.