We wczorajszym Tańcu z gwiazdami zabrakło Stefano Terrazzino, który doznał kontuzji na ostatnim treningu. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna. Może chłopak już po prostu miał dosyć noszenia i wleczenia w te i z powrotem Kasi Tusk po parkiecie i postanowił upozorować, że niedomaga. I oto, proszę państwa, niespodzianka! W Kasię jakby życie wstąpiło, zakręciła i zatrzęsła czym trzeba - choć bardzo ją to ponoć krępuje - i zebrała najwięcej głosów od widzów. Dobrze podziałał na nią widocznie występujący w zastępstwie Robert Robiński.
Trzeba przyznać, że gorąca samba niemal każdej parze wyszła dobrze. Zdecydowanie najlepiej, naszym zdaniem, Kasi Cerekwickiej - żywiołowy taniec, doskonałe wyczucie rytmu i duża doza seksapilu. Ogólne wrażenie popsuły tylko zalotne kędziorki Żory, ale ta para jest tak sympatyczna, że i obciachowa fryzura schodzi na drugi plan.
Bartosz Obuchowicz przyzwyczaił nas już do dobrego tańca, więc i tym razem niespodzianki nie było. Nie wiemy natomiast, czy nie naraził się żonie, kiedy po zakończonym występie pocałował Kingę Jurecką w usta. Później próbował się ratować, przekazując "pozdrowienia dla żonki, która została w domu" i śląc do kamery szerokie usmiechy, ale stało się, Pudelek odnotował. Przyjmijmy wersję, że poniosło chłopaka przez te obcasy i kręcenie bioderkami, które przypadły mu w udziale.
Krzysztof Tyniec jak zawsze profesjonalny, choć dziś nieco przysłoniła go partnerka. I to dosłownie, bo pióropusz miała imponujący. Nie ona jedna - piórami sypała też na prawo i lewo Omenaa Mensah. W kreacji, która zdecydowanie więcej odsłaniała niż zasłaniała, wyglądała rzeczywiście prawie jak z Rio, choć może zwiódł nas kolor skóry. Iwona Pavlović określiła występ Omeny i Maseraka jako "jakiś taki dziki pląs" i kto wie, jak długo jeszcze popląsają na parkiecie TVN, bo znów ledwie prześlizgnęli się do kolejnego programu.
Pląsy zakończyła natomiast Ewa Wachowicz. Ładna buzia, szczery uśmiech i klasa, ale samba w jej wykonaniu była raczej drewniana. Po kobiecie o latynoskich kształtach spodziewaliśmy się więcej. Na koniec bohater ubiegłotygodniowej relacji: Ivan uśmiechał się dziś nieco mniej, ale i tak chwycił nas za serce - po coraz bardziej porozpinanych koszulach przyszła pora na kowbojską kamizelkę i gołą klatę. Brr!