Wczorajszy odcinek Tańca z gwiazdami po raz kolejny udowodnił, że program ten jest nie konkursem umiejętności, ale popularności. Ważniejsze są więc nie występy, a filmiki z prób i autentyczność min, które uczestnicy robią po tańcu. W niemal każdej edycji znajdzie się para, w której gwiazda nie powala umiejętnościami tanecznymi, ale dzięki sympatii widzów utrzymuje się w rywalizacji bardzo długo. Tak było chociażby z Kubą Wesołowskim, surferem Stevem Allenem czy Rafałem Bryndalem. Tym razem jest to Katarzyna Grochola, która mimo właściwie zerowych postępów w nauce tańca wygrała wczoraj z Olgą Bołądź i dostała się do półinału 11. edycji show.
Na tym jednak chyba skończy się szarża 53-letniej pisarki, która będzie musiała ustąpić miejsca "walczacym o życie" młodszym koleżankom: faworyzowanej Julii Kamińskiej i Katarzynie Glince. Tańcząca w patrze z Maserakiem "Brzydula" popadła w nieco podsumowujący nastrój, opowiadając w filmiku z przygotowań, jak bardzo dzięki programowi się zmieniła. Jej partner z parkietu skomentował to krótko, choć trochę niegramatycznie: _**Ten program nauczył jej odwagi**_ - oświadczył Rafał. Najwyraźniej owa odwaga przełożyła się na jakość występu, bo obydwa ocenione zostały bardzo wysoko:
_**To było genialne!**_ - zachwycali się Iwona Pavlović i Piotr Galiński. Aktywnie zrelaksowane kolana, znakomita praca stóp. Dwa razy 10 ode mnie! - dodał juror.
Glinka również otrzymała pochwalne oceny, jednak ostatecznie musiała ustąpić koleżance z TVN - zarówno pod względem ocen jury, jak i widzów, którzy to właśnie Kamińską uznali za gwiazdę tego odcinka.
Za tydzień o miejsce w ścisłym finale walczyć więc będzie Grochola, Glinka i Kamińska. To, komu uda się je zdobyć, jest niemal przesądzone. Chyba że fanki twórczości pisarskiej najstarszej uczestniczki - pokrywające się mocno z targetem Tańca z gwiazdami w ogóle - zgotują wszystkim niespodziankę.