Pamiętacie jeszcze aferę, w jaką na początku marca wplątała się Rihanna? Jej osobista trenerka pozwała ją na ponad 26 tysięcy dolarów twierdząc, że nie otrzymała żadnego wynagrodzenia za pracę, jaką wykonała z piosenkarką jesienią zeszłego roku. W pozwie twierdziła również, że nie zwrócono jej kosztów podróży do Europy, gdzie odbywała się promocja ostatniej płyty Barbadoski.
Długo trzeba było czekać na reakcję gwiazdy. Rihanna w końcu zdecydowała się pozwać Cindy Percival na dokładnie 26 244 dolarów, czyli o 100 więcej, niż trenerką ją. W pozwie Rihanna utrzymuje, że Percival otrzymała 24 tysiące dolarów zaliczki za swoje usługi. Umowa została zerwana, a Cindy zwolniona. Rihanna nie odzyskała jednak żadnych pieniędzy.
Percival twierdziła, że została zatrudniona przez 22-latkę, żeby dbać o jej sylwetkę podczas europejskiej promocji albumu Rated R. Jej dzienna stawka to 1500 dolarów. Utrzymywała, że z kontraktu się wywiązała. Piosenkarka nigdy nie skarżyła się na swoją trenerkę. Współpracowała z nią od 2007 roku.