Udział Alicji Bachledy-Curuś w jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni miał być okazją do tego, aby nasza największa "amerykańska" gwiazda udzieliła paru wywiadów czy zapozowała do zdjęć. Niestety, wyobrażenia polskich fanów i dziennikarzy mocno rozminęły się z rzeczywistością. Podwójny szereg ochroniarzy, wynajętych przez organizatorów festiwalu oraz troskliwego kochanka, uniemożliwiał fanom i dziennikarzom nie tylko jakikolwiek kontakt z aktorką, ale nawet zrobienie zdjęć przyzwoitej jakości.
Alicja pozowała fotoreporterom rzadko i niechętnie. Zazwyczaj życzyła sobie, by do sali kinowej wprowadzano ją tylnym wejściem, pod eskortą, dopiero na wyraźną prośbę organizatorów zgodziła się na spotkanie z publicznością w sali Multikina i pozowanie do zdjęć.
Kto nie zdążył na czas rozstawić się ze sprzętem, ten stracił swoją szansę. Jak donosi Rewia, aktorka poświęciła na obiecaną sesję około... pół minuty. Nie odpowiedziała też na ani jedno pytanie, nawet te życzliwe, na temat synka. Trudno więc stwierdzić, jak ma się to do deklaracji, że bardzo chce grać w Polskich filmach.
Organizatorom, którzy zaprosili ją i obsadzili w roli jurorki, musiało się zrobić przykro. Liczyli chyba na coś innego.