Zdaniem tygodnika Życie na gorąco, Alicja Bachleda-Curuś miała w Gdyni kiepski humor i nie chciała z nikim rozmawiać z powodu choroby synka. Zaraz po przylocie z upalnej Kalifornii do raczej chłodnego w tamtych dniach Krakowa mały Henry Tadeusz złapał przeziębienie.
Aktorka musiała jednak wywiązać się ze swoich zobowiązań zawodowych, więc zostawiła synka z dziadkami i pojechała do Gdyni na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Przez cały pobyt w trójmieście martwiła się o synka, chociaż rodzice uspokajali ją, że sytuacja jest pod kontrolą. Podobno chciała nawet zrezygnować z zasiadania w jury.
Zaraz po zakończeniu obowiązków, pojechała do Krakowa. Ale z rodzicami mogła spędzić tylko kilka godzin, bo bilety na lot powrotny do Los Angeles miała zarezerwowane na następny dzień. Nie było potrzeby zmiany rezerwacji, bo Henry w międzyczasie wyzdrowiał, więc Alicja zabrała go i wróciła do Colina. Obawiamy się, że takie przeżycia raczej nie zachęcą jej, by w najbliższym czasie znów odwiedzić Polskę.