Praktycznie od początku 11. edycji Tańca z gwiazdami było pewne, że w finale pojawią się Katarzyna Glinka i Julia Kamińska. Kiedy z udziału zrezygnowała ciężarna Oceana, oczywistym stało się, że to właśnie one powalczą o Kryształową Kulę. Rywalizacja ta nie była może tak zacięta jak w poprzedniej edycji, kiedy zmagały się profesjonalna tancerka i amatorka, a do wygrania, oprócz trofeum, był jeszcze fotel jurorki You Can Dance. Jednak można spodziewać się, że zwyciężczyni zagrzeje w TVN miejsce na dłużej - szczególnie, że wygrała gwiazda tej stacji.
Emocje na parkiecie były ogromne, podobnie jak wzruszenia. Iwona Pavlović płakała podczas występu Glinki i Terrazzino: Oczy mi się szklą, oglądając wasz taniec i później spojrzałam na Artura Barcisia, też widziałam łzę wzruszenia - oceniła. Podobnego zdania był Piotr Galiński: Dzisiaj nie wiedziałem, kto jest tancerzem zawodowym, a kto gwiazdą. Dzisiaj widziałem dwoje tancerzy zawodowych**.**
Równie pochlebne oceny po swoim autorskim programie zebrali Kamińska i Maserak: _**Absolutnie boskie wykonanie! Jestem rozłożona na łopatki, było wspaniale!**_ - zachwycała się Pavlović.
Jak informowano na bieżąco, rywalizacja była zacięta i do samego końca nie wiadomo było, która z aktorek wygra. Bardzo małą ilością głosów - różnica wyniosła zaledwie 2 % - wygrała Kamińska. Po ogłoszeniu wyników podekscytowany Rafał padł na ziemię, a Julka chodziła w kółko. Kasia i Stefano byli mocno niepocieszeni, szczególnie, że wstępne wyniki to ich wskazywały jako zwycięzców...
Maserak może być zatem z siebie dumny - osiągnął wyznaczony cel, mimo poważnej kontuzji swojej partnerki. O pracę też nie musi się raczej martwić. A Kamińska? Jak myślicie, gdzie teraz "awansuje"?