Kilka dni temu pisaliśmy, że Joe Jackson zamierza pozwać promotora pięćdziesięciu koncertów Michaela, które miały się odbyć w Londynie. Staruszek utrzymuje, że szefowie firmy AEG wiedzieli, w jak kiepskim stanie fizycznym był piosenkarz. Chcąc zarobić jak najwięcej pieniędzy, zgadzali się, żeby podawano mu zbyt duże ilości leków.
W wywiadzie udzielonym brytyjskiemu News of the World Joe łaskawie postanowił nieco winy wziąć na siebie. Twierdzi, że mógł coś w tej sprawie zrobić:
Z piętnastu występów zrobiło się pięćdziesiąt. Michael bał się, że nie będzie w stanie dać tylu koncertów. Spotkał się z szefami AEG i prosił, żeby zredukowali ich liczbę. Żałuję, że nie przekonałem go, żeby zrezygnował z całego tournee. Wiedziałam, że nie da rady tego przetrwać. Nigdy jednak nie pomyślałem, że umrze.
Joe nie pozostawia również suchej nitki na swojej żonie, Katherine. Twierdzi, że miał plan, żeby wyrwać syna z uzależnienia od leków. Matka gwiazdora stanęła mu ponoć na drodze:
Kilka godzin po śmierci Michaela powiedziałem jej, że gdyby mnie posłuchała, to nasz syn nadal byłby wśród nas – wspomina. Przestała się kontrolować i zaczęła szlochać. Nie pocieszyłem jej, ani nie przytuliłem. Byłem na nią wściekły. Gdyby zrobiła to, o co ją prosiłem, Michael nadal by żył.
Wyobrażacie sobie usłyszeć coś takiego zaraz po śmierci Waszego dziecka?