Związek Anny Przybylskiej i Jarosława Bieniuka uchodzi za idealny. Para wychowuje dwójkę dzieci i chociaż większość obowiązków jest na głowie aktorki, ona sama niejednokrotnie deklarowała się jako zwolenniczka tradycyjnego modelu rodziny i nie ma nic przeciwko temu, że jej partner nie pomaga jej w domu. Bieniuk jako weekendowy ojciec może sobie więc pozwolić na kawalerskie życie bez ryzyka krzywych spojrzeń ze strony partnerki. I, jak donosi Rewia, w pełni z tego przywileju korzysta.
Kilka dni temu, kiedy Ania wyjechała z dziećmi do Warszawy, odwiedził jedno z sopockich kasyn.
Przyszedł bez kolegów i od razu usiadł przy stole z pokerem - mówi świadek cytowany przez gazetę. Nie ruszał się stamtąd, grał o duże stawki, ale kiepsko mu szło. Widać było, że to go bardzo wciąga, zachowywał się jak zahipnotyzowany. Nie interesowało go, co się dzieje dookoła. Alkoholu nie pił w nadmiarze. Tylko kolejne zakłady były dla niego ważne.
Kasyno opuścił dopiero o świcie, mocno spłukany. Na szczęście Ania dostała przyzwoitą gażę za rolę w Klubie Samotnych Dziewic.
Wyprawa hazardowa świadczy o tym, ze to nie była pierwsza tak spędzona noc - mówi tabloidowi bywalec lokalu. Trudno jednak wyrokować, czy Jarek ma z tym problem. Hazard pozwala zapomnieć o problemach i nakręca mocne przeżycia, których nie znajdziemy gdzie indziej, nawet na boisku pilkarskim - dlatego tak łatwo można się w to wciagnać. Dla mnie pierwszym sygnałem jest utrata poczucia czasu, a Bieniuk ewidentnie nie narzucił sobie limitu**.**
Cóż, nie jest pierwszy w polskiej piłce nożnej... Paru naszych piłkarzy potraciło już w kasynach miliony.