Mateusz Osiecki, nowy "narzeczony" Joli Rutowicz, chyba zorientował się, że kariera przy jej boku może go zbyt dużo kosztować. Nasz informator donosi, że producenci programu, w którym miała wziąć udział para, byli gotowi zapłacić "gwieździe" 9 tysięcy za każdy odcinek, zaś jej chłopakowi - 5 tysięcy. Nawet tyle pieniędzy nie zmobilizuje go chyba jednak do tej pracy. Już zdążyli się bowiem pokłócić.
Umowy z producentem show nadal nie zostały podpisane. Pomimo zaproponowanej podwyżki o 2 tysiące złotych Osiecki nadal zastanawia się, czy powinien pojawiać się u boku Joli. Taki rozwojem sytuacji jest zaskoczona sama Rutowicz, która była przekonana, że zrobi on wszystko, co mu powie. Według doniesień naszego informatora niedawno miało miejsce spotkanie "gwiazdy" z producentami programu. Rozmowy był bardzo burzliwe:
Producenci są oburzeni zachowaniem młodego chłopaka, który podczas początkowych rozmów wyrażał wielką chęć wzięcia udziału w programie. Podczas spotkania producentów z Jolą, sama Rutowicz próbowała skontaktować się telefonicznie z Osieckim, ale nie odbierał telefonu.
Najwyraźniej jego pierwsza konfrontacja z mediami pomogła mu trochę przejrzeć na oczy. A może po prostu wyobrażał sobie, że na byciu chłopakiem Jolki zarobi miliony? Tak czy inaczej ten "związek" Joli wydaje się być jeszcze żałośniejszy niż poprzedni - z upadłym Jarkiem Jakimowiczem.