Jak się okazuje, Mandaryna, wyjeżdżając na Wielkanoc na Mazury, bardzo pokrzywdziła Michała Wiśniewskiego. Co więcej, formalnie złamała nakaz sądowy.
Wiśniewski pisze na swoim blogu, że podczas rozprawy 3 kwietnia, sąd uznał, że do czasu zakończenia postępowania sądowego Michał ma prawo spędzać z dziećmi po kilka godzin w co drugi weekend miesiąca. Zostało także ustalone, że spędzi z dziećmi drugi dzień świąt Wielkanocy.
Niestety, to nie nastąpiło, bo Mandaryna (której nie było na rozprawie) wyjechała z dziećmi do Mikołajek.
Wiśniewski tak komentuje tę sprawę na swoim blogu [pisownia oryginalna - red.]:
myślałem, że wystarczy ...: no właśnie najpierw myślałem, że ... wystarczy się umówić z nią dla dobra dzieci na regularne widzenia. tak też poczyniłem. do regularnych widzeń było daleko ale stwierdziłem, że osoba, która straciła kontakt z rzeczywistością ma prawo w całej swojej bezsilności popełniać błędy.
później, już po rozwodzie myślałem, że zda sobie sprawę z błędu jaki zrobiła i przynajmniej dzieciom oszczędzi rozłąki z tatą. myślałem, że alimenty - 5,500 PLN miesięcznie pozwolą jej na oddech, że przynajmniej pośle dzieci do przedszkola i ... nic bardziej mylnego.
od tego jak marta mnie zostawiła mija półtora roku a od samego rozwodu mija rok a ja mógłbym spotkania z dziećmi policzyć na palcach rąk i mam jeszcze wystarczająco palcy by ... omija mnie jak może - może to i dla niej wygodne ale nie dla dzieci, które pytają gdzie jest tata ?
Czy tylko ja mam wrażenie, że Wiśniewski w ten subtelny sposób daje do zrozumienia, że za 5.5 tysiąca miesięcznie liczył na uległość byłej żony? Jeśli tak, to nisko wycenił swoje dzieci.